czwartek, 21 października 2010


A to mój śliczny koteczek Mimi, którego tez już nie mam.
Od maleńkiego karmiłam go smoczkiem.
Biedaczek wzięty z ulicy. Przez 2 miesiące nosiłam go na piersiach, pod kamizelka, ogrzewałam go ,
słuchał bicia mojego serca. Był w złym stanie  ale się jakoś wykurował.

Wyrosl na ladnego , duzego kota.





To tez Mimi, ale  Mimi nr 2
Chorował bardzo od malutkiego, ale nie potrafił zwalczyć choroby...Ile wizyt było u weterynarza, tego nie zliczę.




A tu Aramis, piekny, bialy kotek





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz